środa, 3 września 2014

Chapter II


[I'd fill your every breath with meaning.]

Mam bilety na dzisiejszy konkurs, ale nie mam ochoty tam iść. Nie chcę patrzeć na ciebie, nawet z daleka, nawet na telebimie. Nie chcę słyszeć twojego nazwiska. Nie chcę o tobie pamiętać.
Bo przecież takie są zasady tej gry. Po zakończeniu o sobie zapominamy. I nigdy więcej się nie spotykamy.
Powinnam oddać ci twoją kurtkę, ale to oznaczałoby spotkanie z tobą, a tego wolałabym uniknąć. Ty pewnie też. Jest poranek, kolejny dzień, dotarło już do ciebie, jakie są zasady tej naszej małej, słodkiej gry.
A tych zasad nie wolno łamać.

Powoli zbieramy się na skocznię. Chłopaki przepychają się między sobą, piszą ostatnie wiadomości do żon i dziewczyn, rozmawiają z trenerami. Zwyczajnie, najzwyczajniej w świecie.
Przetrząsam walizki w poszukiwaniu innej kurtki, jakiejkolwiek, byle nie damskiej. Przecież nie mogę wyjść w tej należącej do ciebie.
Podświadomie mam nadzieję, że po nią wrócisz. Że wrócisz i zostaniesz na dłużej, ignorując zasady tej naszej małej gry.
Sandra wysyła mi esemesa o treści "powodzenia, kochanie". Ignoruję go, usuwam, nawet nie odpowiadając. Nie mam ochoty na jakikolwiek kontakt ze Stiegler.
Coraz częściej łapię się na tym, że mam jej dość. I coraz częściej szukam zabawy z inną, przypadkową dziewczyną.
Jedną z nich jesteś ty, Gosiu.
Jesteś dla mnie tylko zbiegiem przyjemnych okoliczności.

Moje stopy instynktownie, bez mojej woli prowadzą mnie pod skocznię, po godzinach bezcelowego włóczenia się po Krupówkach. Konkurs niedawno się skończył, ostatni kibice opuszczają trybuny. Zawodnicy wsiadają do swoich autokarów, by zabrać z hotelu rzeczy, a potem lecieć dalej, bodajże do Oslo. Daleko, na północ, do stolicy Norwegii.
Wśród tych zawodników gdzieś jesteś ty, z moją kurtką, natrętnie zaprzątający mi myśli, ze swoimi orzechowymi oczami, irytującym akcentem i zniewalającym zapachem wody po goleniu.
Dlaczego nie chcesz opuścić mojej głowy? Dlaczego urządzasz sobie tam całkiem przytulne mieszkanko i obiecujesz zostać na dłużej? Dlaczego nie potrafisz być tylko kolejnym pionkiem w mojej grze?
- Gosia!
Cholera. Twój głos. Słyszę twój głos, a wiem, że nie zwariowałam, nie na tyle, by mieć omamy słuchowe. Twoi koledzy z kadry zerkają na mnie z ciekawością. Jakim cudem nie zauważyłam austriackiego autobusu?
Biegniesz w moją stronę, w samej bluzie. Odruchowo rozpinam twoją kurtkę, którą cały czas mam na sobie.
- Gosia, mam twoją kurtkę - mówisz, lekko zdyszany. Uśmiecham się kpiąco.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Schlierenzauer. Lepiej, niż ci się wydaje.
Wpatrujesz się we mnie intensywnie, unosząc lekko brew.
- Oddać ci ją? - pytasz.

Uśmiechasz się lekko, patrząc na moich kolegów z kadry.
- A masz na to czas? - odpowiadasz pytaniem na pytanie. Oglądam się za siebie i gestem pokazuję skoczkom, że dotrę na lotnisko przed samym lotem. Odwracam się do ciebie, nadal wpatrującą się we mnie z lekkim, jakby ironicznym uśmiechem.
- Dla ciebie zawsze.
Uśmiechasz się szerzej, już nie tak ironicznie. Cieplej, weselej. I w twoich oczach błyszczą gwiazdy.
Tak jak ja, uwielbiasz tę grę.

Idziesz za mną, szybkim, sprężystym krokiem, w stronę Zakopanego, której pewnie nigdy wcześniej nie widziałeś. Prowadzę cię do małego, zaniedbanego, ale taniego hoteliku blisko gór.
Oboje wiemy, dlaczego za mną idziesz. Na pewno nie po kurtkę, którą zresztą nadal mam na sobie, która nadal pachnie tobą.
Słyszę, jak śmiejesz się cicho za moimi plecami. Nie zatrzymując się, pytam, z czego.
- Fascynujesz mnie, Gosiu - mówisz. Nie odpowiadam, na oślep chwytam twoją dłoń i splatam twoje palce ze swoimi.
- Chodź - poganiam cię.
Nie przestajesz się uśmiechać.

Przez okno wpada do pokoju światło zachodzącego powoli słońca. Uśmiechasz się lekko w półmroku, leżąc obok mnie na wąskim, niewygodnym łóżku.
- Lubię z tobą grać - mruczę, przeciągając palcami po twojej nagiej skórze.
- Zauważyłam - odpowiadasz. Twoje oczy błyszczą, wpatrzone w moje usta. Masz śliczne oczy, tak różne od oczu Sandry. Kiedy tak wpatrujesz się we mnie w półmroku zaniedbanego pokoju, w moim umyśle budzą się dziwne, niespodziewane i niepotrzebne myśli. Że być może zostawiłbym dla ciebie Stiegler. Że chciałbym widzieć te oczy po przebudzeniu. Że chciałbym słuchać twojego głosu, zachrypniętego od snu. Mrużysz powieki, odwracając wzrok w stronę brudnego okna z widokiem na Giewont.
- Co jest? - pytam odruchowo. Uśmiechasz się, ale nadal na mnie nie patrzysz.
- Kocham góry - mówisz cicho. - I wszystko, co się z nimi wiąże.
Unoszę lekko brwi.

- Mnie też kochasz? - pytasz z rozbawieniem. - Też wiążę się z górami. Co prawda bardziej z Alpami niż Tatrami, ale hej, góry to góry, prawda?
Nagle jesteś w bardzo dobrym humorze, masz ochotę na żarty. A ja nagle staję się śmiertelnie poważna. Jakby twoje pytanie, czy cię kocham, bardzo mnie uraziło.
Bo przecież to niemożliwe, zakochać się w grze, zabawie, rozrywce, przerwaniu nudy prozaicznego życia.
- Ciebie nie kocham, zapomnij - mówię ostro. - I to chyba najwyższy czas, żebyś stąd poszedł - dodaję.
Unosisz się na rękach i patrzysz na mnie z góry. Ignoruję cię, wpatruję się w okno, w Śpiącego Rycerza za brudną taflą szkła. Legenda głosi, że Śpiący powstanie, gdy nadejdzie czas, przebudzi się i uratuje nasz kraj.
Czy mógłby uratować też mnie?
Chwytasz mój podbródek i zmuszasz mnie do spojrzenia ci prosto w orzechowe, hipnotyzujące oczy. Już nie jesteś rozbawiony, z powagą szukasz śladów uczuć w moich tęczówkach.
- Czego się boisz? - pytasz cicho.

Nie odpowiadasz, hardo patrzysz mi w oczy, ale w twoich tęczówkach błąkają się ślady uczuć, strachu, niepewności, bólu.
Ktoś cię kiedyś skrzywdził, teraz wiem to na pewno, skrzywdził cię, a ta gra, którą tak kochasz, to twój sposób na obronę przed kolejnymi ranami. Budujesz wokół siebie mur, nie pozwalając nikomu go zburzyć. Nie dopuszczasz nikogo do siebie, by nikt nie mógł cię znowu roztrzaskać.
Ale czy ja nie robię tego samego? Sypiam z przypadkowymi dziewczynami, by zagłuszyć myśli o Sandrze, negatywne myśli podpowiadające mi, że już jej nie kocham. A dziewczyny są młode, ładne i chętne, podziwiają mnie i chcą wszystkiego, co mam ochotę im dać.
Ale ty jesteś inna, Gosiu, ty mnie nie podziwiasz, jak one, tobie nie imponują moje osiągnięcia sportowe. Dla ciebie to ja jestem odskocznią, kuloodporną kamizelką, którą zakładasz na swoją roztrzaskaną, poranioną duszę. Role się odwracają. Już się odwróciły.
Składam przelotny pocałunek na twoich ustach i wstaję, szukając ubrań w zaniedbanym, ciasnym pokoju, który wynajęłaś. Nie podnosisz się, nie patrzysz na mnie, znów obserwujesz przez okno Śpiącego Rycerza. Znam tę legendę.
Rycerzu, czy mógłbyś uratować Gosię?

Nie chcę odpowiadać na twoje pytanie. Nie chcę mówić, że boję się, że mogłabym cię pokochać, że mogłabym, może nawet chciałabym, żebyś pomógł mi poskładać moją pokruszoną duszę. Boję się przyznać do tego przed samą sobą, a tym bardziej przed tobą.
Słyszę, jak się ubierasz, tak blisko, a jednak tak odległy, ale uparcie wpatruję się w krzyż na szczycie Giewontu. Nie chcę cię widzieć, nie chcę słyszeć twojego głosu, chcę jak najszybciej pozbyć się ciebie z mojego życia.
- Mam twoją kurtkę - mówisz nagle. Jestem tym dźwiękiem tak zaskoczona, że odruchowo siadam na łóżku, nadal naga, z bladą skórą doskonale widoczną w półmroku pokoju. Widzę cię, w dżinsach i rozpiętej koszuli, szczupły, umięśniony, niemalże idealny.
- Możesz ją zatrzymać - odpowiadam, starając się zachować chłód w głosie. - I zabrać swoją. Zabrać wszystko, co twoje.
Zabrać wspomnienia, dotyk twoich dłoni na mojej skórze, orzechowe tęczówki, idealnie wykrojone wargi, głos z zabawnym akcentem, gdy mówisz po angielsku.
- Dlaczego tak się boisz uczuć? - pytasz nagle. Milczę, nie umiem, nie chcę odpowiedzieć ci na to pytanie. Uśmiechasz się kpiąco w półmroku. - A może tylko udajesz, że się boisz, co, Gosiu?
Prycham cicho, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie udaję - mówię ostro. Patrzysz na mnie, twoje oczy błyszczą w półmroku zaniedbanego pokoju.
- Powinieneś już iść - odzywam się po kilku długich minutach ciężkiego, pełnego wzajemnych oskarżeń milczenia. Kiwasz powoli głową, nieświadomie targając nieco zbyt długie włosy.
- Uwolnić cię od niewygodnych pytań? - pytasz. Zamykam oczy, nie chcę cię widzieć w tym półmroku, w tym zaniedbanym pokoju z brudnymi oknami.
Może masz rację, może uciekam. Ale takie są zasady tej gry.

Uczucia wszystko pieprzą. Tak mi powiedziałaś. Nie chcę wychodzić, ale muszę. Chłopaki czekają, niedługo odlatujemy, a ja już nigdy cię nie zobaczę.
Z tyłu głowy kiełkuje mi nadzieja, że wykorzystasz daną ci szansę, że jeszcze będę miał okazję spojrzeć na twoje idealne ciało, bladą skórę i błyszczące oczy.
- Uwolnić mnie od ciebie, Gregor - mówisz w końcu, nie otwierając oczu. Ciasny, zaniedbany pokój wydaje się być pełen niewypowiedzianych pytań, odpowiedzi, których nie chcesz mi udzielić, oskarżeń i błagań.
Coś się między nami dzieje, Gosiu, nie możesz zaprzeczyć.
Uczucia wszystko pieprzą. Nagle nie chcę wychodzić, mimo że powinienem, według zasad naszej gry nigdy nie powinienem tu za tobą przychodzić. Ale już dawno zgubiliśmy te zasady, doskonale o tym wiesz.
Czego się boisz? Uczuć? Że za mną zatęsknisz? Że było ci dobrze, nie tylko fizycznie?
- Do zobaczenia - rzucam cicho, patrząc na twoją sylwetkę w półmroku. Wiem, że chcesz zareagować na moje słowa, zapytać, dlaczego mówię "do zobaczenia", skoro już nigdy więcej się nie zobaczymy, ale wybierasz ignorowanie mnie, wyrzucanie mnie z pamięci, głowy i serca.
Wychodzę z pokoju, szybko opuszczam budynek. Nadal tkwisz w mojej głowie.

Na podłodze leżą rozrzucone kartoniki, plastikowa oprawka na plakietkę i smycz w narodowych barwach Austrii. Wstaję i biorę jedną z kartek do ręki.
Akredytacja, wstęp na zawody, na trybuny i teren przeznaczony tylko dla zawodników. Każda z wpisanym ręcznie moim imieniem. Nazwiska brak, zdjęcia też. To należy do mnie, wypełnienie kart, podjęcie decyzji, czy chcę z nich skorzystać.
Nie znam tego charakteru pisma, ale doskonale wiem, kto podarował mi te kartoniki. Kto je wypełniał.
Gregor Schlierenzauer.
Dlaczego to robisz? Dlaczego nie chcesz zniknąć z mojego życia? Dlaczego łamiesz zasady naszej małej, uroczej gry, Gregor?
Patrzę na prezent od ciebie i wiem, że będę tego żałować.
Sięgam po długopis i w półmroku dopisuję swoje nazwisko na każdej z kart, a potem włączam komputer i szukam biletów lotniczych do Oslo, na lotnisko Gardermoen.
Gra nadal trwa.


~*~
Wracam, po długiej przerwie. Wracam jako studentka filologii angielskiej, po kolejnym pobycie w Zakopanem i pierwszej pieszej pielgrzymce na Jasną Górę.
Nie obiecuję częstych rozdziałów, ale postaram się, żeby nie było znowu tak długiej przerwy.
Na where the wind blows też wrócę, ale nie wiem, kiedy.
I tego, enjoy.