wtorek, 25 lutego 2014

Chapter I


[I've got a thing for you.]

Gwiazdy świecą, wyraźnie widoczne na ciemnogranatowym, polskim niebie.
Zawsze mnie zastanawiało, czemu tych gwiazd w Polsce jest więcej niż w mojej Austrii. Podobno to dlatego, że Zakopane jest ciemniejsze od Innsbrucka. Mniej ulicznych latarni, mniej świateł samochodów, mniej rozświetlonych w nocy okien.
Mniej ludzi, mniej hałasu, mniej szans, że Sandra dowie się, co robię.

Od początku imponowała mi twoja pewność siebie, charakterystyczny błysk w oczach. Zawadiacki uśmiech i ten zabawny akcent, kiedy mówisz po angielsku.
Dobrze znam te wasze austriackie zabawy, nie jesteś pierwszy i pewnie też nie ostatni, który w klubie szuka dziewczyny na jedną noc, by potem nigdy więcej jej nie spotkać. Jestem jedną z tych dziewczyn, bez zahamowań, bez wyrzutów sumienia, bez fałszywej skromności.
I cholernie lubię tę zabawę.

Uśmiechasz się lekko, wpatrując się w sufit. Masz krótkie, ciemnobrązowe włosy. To dobrze. Mam dość blondynek, odkąd jestem z Sandrą.
Dlaczego właściwie z nią jestem? Dobre pytanie. Kocham ją, naprawdę kocham moją pannę Stiegler. Ale czasami potrzebuję... urozmaicenia. Rozrywki. Czasami muszę za nią zatęsknić, przypomnieć sobie, za co właściwie ją kocham.
Twoje oczy błyszczą w ciemności jak dwie gwiazdy tuż obok mnie.

Nie wiem, o czym myślisz. Nawet mnie to chyba nie do końca obchodzi. Przecież to nie jest główna idea tej zabawy. Nie rozmowa. Nie uczucia. Tu uczucia są całkowicie zbędne. Uczucia psują całą tę sytuację, tracisz kontrolę, chcesz więcej, a jednocześnie tego nie chcesz, już nie interesuje cię tylko seks.
Brak uczuć, to jest ten idealny układ.
- Skąd jesteś? - pytasz nagle, jakbyś na siłę próbował przerwać ciszę.

Milczysz, wpatrując się w sufit. Dłonią bezmyślnie odgarniasz włosy z czoła.
- Z Polski - mówisz w końcu cicho, jakbyś bała się spłoszyć czające się w ciemności myśli.
- Tego domyśliłem się po imieniu - mruczę, przewracając się na bok. Zaczynam obrysowywać palcem twoje usta. - Swoją drogą, Gosia to całkiem ładne imię. Małgorzata. Gosia. Ładnie.
Rozciągasz wargi w uśmiechu, spoglądając na mnie.
Wydajesz się tak inna od mojej Sandry.

Niedługo zniknę i oboje dobrze o tym wiemy. Jeszcze bawisz się w rozmowę, jeszcze udajesz, że zapamiętasz, jak mam na imię. Jeszcze grasz w tę grę.
- Twoje imię też mi się podoba - mówię, bo też mam ochotę jeszcze grać. - Gregor... Jest twarde i niemieckie, ale brzmi lepiej niż kolejny Andreas.
Śmiejesz się. Podnosisz dłonie i powoli odginasz kolejne palce.
- Liczę, ilu Andreasów skacze na nartach - mruczysz pod nosem. - Kofler, młody Wellinger, Wank, Stjernen, Norwegowie mają też kilku Andersów...
- Sporo ich.
- Sporo - potwierdzasz, opuszczając ręce z roztargnieniem. Masz silne dłonie.

Nagle siadasz na łóżku, przeczesując palcami krótkie włosy. Sięgają ci ledwie ramion, lekko falują, w ciemności są czarną plamą na tle bladej, nagiej skóry.
- Co robisz? - pytam niepewnie. Odwracasz głowę, uśmiechasz się spokojnie.
- Ubieram się. I uciekam - wyjaśniasz cicho. - Gra skończona, Schlierenzauer, to koniec na dzisiaj.
Wstajesz, jesteś drobna, szczupła, niska, wyglądasz jak mała dziewczynka, ale jeszcze niedawno udowadniałaś mi, że już dawno stałaś się kobietą.
- Czekaj - rzucam nagle. Widzę w ciemności, że unosisz brwi, przerywając zakładanie koszuli. - Ile masz lat? - pytam, trochę bez sensu, ale to nagle wydaje się dla mnie niezmiernie ważne.

- Dwadzieścia jeden - odpowiadam lekko. Oczko. Dwadzieścia jeden lat i trzy miesiące, urodziłam się w listopadzie, ty w styczniu. Jesteś ode mnie starszy dokładnie o rok i dziesięć miesięcy.
- Ja dwadzieścia trzy - mówisz. Wiem to, przecież to wiem, Schlierenzauer.
- To nieistotne - stwierdzam, powoli zapinając guziki koszuli. Unosisz lekko brwi w niemym zapytaniu.

- Nieistotne? - powtarzam. Kiwasz głową, odrzucając do tyłu włosy.
- Nieistotne - przytakujesz. - Nieważne. Błahe. Bez znaczenia.
- Dlaczego? - pytam cicho. Przez moment trwasz w bezruchu, zapatrzona w ciemność przed tobą. Po chwili wzruszasz ramionami, lekko, bez emocji.
- Takie są zasady tej gry, Schlierenzauer - odpowiadasz. - Bezosobowość. Emocjonalna pustka. Tu nie chodzi o uczucia.
Widzę w ciemności błysk w twoich oczach. Lubisz tę grę.

Wpatrujesz się we mnie, twoje oczy błyszczą w ciemności jak dwie jasne gwiazdy na nocnym niebie. Wiem, że masz orzechowe tęczówki, wpatrywałam się w nie tego wieczora. Wiem, że też lubisz tę grę.
- A może czasami warto coś czuć? - pytasz, uśmiechając się kpiąco. Kręcę powoli głową.
- Uczucia wszystko psują, Schlierenzauer - odpowiadam cicho. - Uczucia ranią. Powodują ból. A ja wolę uciekać od bólu, jeśli tylko mam taką możliwość.
- A co, jeśli uczucia wymkną ci się spod kontroli? Jeśli kogoś pokochasz wbrew sobie?

Nie poruszasz się przez moment, ważąc w głowie zadane przeze mnie pytanie. Podchodzisz do mnie, siadasz obok, na skraju łóżka.
- Wtedy będę miała problem - mówisz szeptem. Odgarniasz włosy z twarzy i patrzysz na mnie poprzez ciemność. - A co ty zrobisz, jeśli kogoś pokochasz?
- Ja już kogoś kocham - odpowiadam odruchowo. - Sandrę Stiegler.
- I dlatego sypiasz z dziewczynami na konkursach? - pytasz. Nie wiem, co ci mam odpowiedzieć. Jak mam to wytłumaczyć. Jakich użyć słów, byś mnie zrozumiała, bo nagle to jest dla mnie bardzo ważne, byś wiedziała, co mam na myśli.
Unosisz lekko brwi, uśmiechając się znacząco.
- Widzisz, Schlierenzauer. Uczucia wszystko pieprzą.

Zaciskasz wargi, czuję, jak wpatrujesz się we mnie w ciemności.
- To skomplikowane - mówisz cicho, jakby nieco niepewnie. Uśmiecham się kpiąco, czego nie możesz zobaczyć w ciemnym pokoju.
- Stara, bezsensowna wymówka - odpowiadam. - Jak facet nie chce się przyznać, że zdradza, bo się nudzi, to mówi, że to skomplikowane.
Prychasz w ciemności, a ja uśmiecham się szerzej. Wciągam na nogi kozaki i po omacku zbliżam się do drzwi prowadzących na korytarz hotelu, w którym zatrzymała się cała twoja ekipa.
- Nic o mnie nie wiesz - rzucasz nagle wrogo. Słyszę, że wstajesz z łóżka i podchodzisz do mnie.
Co ci chodzi po głowie, Schlierenzauer?

Widzę zarys twojej sylwetki w ciemności, podchodzę do ciebie, obejmuję wpół i przyciągam mocno do siebie.
- Nic o mnie nie wiesz - powtarzam, wpatrując się uporczywie w twoje oczy błyszczące w ciemności. Odnajduję wargami twoje usta i wpijam się w nie łapczywie. Próbujesz wyzwolić się z mojego uścisku, a jednocześnie oddajesz pocałunek. Popycham cię na ścianę i powoli rozpinam guziki twojej koszuli. Odwracasz głowę.
- Skończ - syczysz. - Nie pogrywaj, Schlierenzauer. Nie jestem zabawką ani twoją prywatną dziwką. Koniec imprezy, wychodzę.
Wymykasz się z moich objęć, drżąc od tłumionego gniewu. Kładziesz dłoń na klamce i odwracasz się, wpatrując się we mnie poprzez ciemność.
- Miłego życia - rzucasz sucho.
Trzask zamykanych za mocno drzwi i już nie ma cię w moim życiu.

Przemierzam ciemne, niemalże puste uliczki Zakopanego, opatulona twoją kurtką, którą pomyłkowo wzięłam z wieszaka zamiast mojej własnej. Przypadek, czysty przypadek. Roztargnienie. I gniew, bo zirytowałeś mnie swoim zachowaniem.
Dlaczego tak bardzo nie chciałeś mnie wypuścić ze swojego pokoju i ze swoich objęć? Dlaczego nagle zaczęło ci zależeć? Dlaczego uznałeś, że zabawka bezwolnie podda się twoim życzeniom?
Zakopane nie ma zamiaru się budzić, ale tak jest dobrze. Uliczne latarnie oświetlają mi drogę na skocznię. Jest piękna, wiem to, choć teraz nie mogę jej dostrzec. Śnieg skrzypi pod moimi stopami, a nad głową pobłyskują gwiazdy.
A ty królujesz w moich myślach.

Niewielki hotelowy pokój wydaje się nagle niesamowicie pusty. Zapalam światło. Na wieszaku wisi twoja kurtka, nie moja.
Zabrałaś nie tę kurtkę. A w mojej głowie świta nadzieja, że może wrócisz, zirytowana albo rozbawiona, że zajrzysz do mojego pokoju, zostaniesz na dłużej, a potem rozstaniemy się, kiedy ta gra dobiegnie końca.
Lubisz tę grę, oboje dobrze o tym wiemy. Dobrze ci się ze mną grało.
A mi z tobą, podpowiada natrętny głosik podświadomości. Jesteś piękną kobietą, Gosiu.
Byłaś. Bo pewnie już nigdy się nie spotkamy.
Na zakończeniu tej gry zależy ci bardziej niż na twojej kurtce.

Powoli zaczyna się rozwidniać, ludzie śpieszą się do pracy, turyści wyruszają na stoki. Ty pewnie przygotowujesz się do kolejnego konkursu.
W twojej kurtce jest mi o wiele cieplej niż w mojej własnej. Czuję zapach twoich perfum, zmysłowy, zniewalający, nie pozwalający mi zapomnieć o tobie i ostatniej nocy.
Tkwisz w mojej głowie, mój umysł automatycznie, bez mojej zgody, analizuje każde twoje słowo, każdy twój gest, każdy twój dotyk.
Ale przecież nigdy więcej się nie spotkamy. Takie są zasady tej gry. A zasad przecież się nie zmienia.

Rozwidnia się. W pokoju obok Fettner i Morgenstern zaczynają kłócić się o łazienkę, jak dwie rozpieszczone małolaty.
Twoja kurtka nie pozwala mi zapomnieć o tobie, naszej wspólnej nocy, każdym twoim słowie, geście, dotyku. Przed oczami mam twoje oczy, błyszczące w ciemności. Cały czas brzmi mi w uszach dźwięk szeptanych przez ciebie słów.
Telefon zaczyna wibrować na stoliku koło łóżka. Sandra. Przeklinam cicho i odbieram po chwili.
- Coś się stało? - pytam. Śmieje się po drugiej stronie słuchawki, gdzieś w Austrii, w okolicach Innsbrucka.
- Nie, głuptasie - odpowiada. - Zadzwoniłam, bo się stęskniłam.
- Za chwilę mam trening - kłamię, bo nie mam ochoty rozmawiać z nią o pierdołach.
- Rozumiem. Życie sportowca.
Wydaje się być smutna, ale nieszczególnie mnie to obchodzi. Nie lubię jej. Kocham ją, jest piękna, ale jednocześnie mnie irytuje.
- Kocham cię, Gregor - mówi. Mój wzrok, zupełnie przypadkiem, pada na twoją kurtkę na wieszaku przy drzwiach.
I widzę ciebie, w półmroku, nagą, z ustami rozchylonymi do pocałunku i płonącym wzrokiem, tak inną od Sandry.
- Ja ciebie też, kochanie.
Znów muszę kłamać.


~*~
Byłam w Zakopanem, byłam na skoczni, na Gubałówce, Butorowym Wierchu i próbowałam jeździć na nartach, moje życie jest kompletne.
Enjoy.